Jak co roku nastał ten magiczny czas przyciągania, gdy człowiek lgnie do ciepła świec, gdy jabłuszka obłapywane są przez gałązki choinkowe, gdy goździki przytulają swoje małe łepki do pomarańczy... Dzisiaj sobota, więc po cotygodniowych większych porządkach zabrałam się za dekoracje świąteczną. Póki co to dopiero namiastka, ot tak, żeby poczuć ten wyjątkowy zapach, nacieszyć oko specyficznym zestawieniem kolorów, ale jednocześnie nie znudzić się tym wszystkim zbyt wcześnie. W tegorocznych planach mam jeszcze jemiołę kuszącą do skradania całusów, wieniec, który spróbuję sama wykonać i takie tam małe dodatki wcześniej uszyte. Chciałabym, by Jaś od samego początku miał w sobie wrażliwość na estetykę świąteczną. No a niby kto inny jak nie mama ma Mu w tym pomóc? W zeszłym roku On sam był prezentem pod choinkę dla nas, w tym roku chciałabym, Mu sprezentować tak wiele... Nie mówię tylko o drewnianych klockach, (do których próbuje się dokopać, mimo, że są skrzętnie ukryte), ale właśnie o zaszczepieniu uwielbienia do Świąt. Mały jeszcze jest, ale pojętny;)
A to tutaj pod spodem, to właśnie mój mini wystrój. Cyprysik, świeczka, pomarańcze ze swoimi towarzyszami i maleńkie jabłuszka. Właśnie się wszyscy państwo poznają, by w święta wyglądać jeszcze piękniej.