poniedziałek, 28 czerwca 2010

Wspomnienie

A dziś krótki post będzie. Bo wspomnienia nie wymagają wielkiej oprawy i górnolotnych słów. Po prostu są sobie, przychodzą cichutko wieczorami, kiedy ciemno, cicho, nic nie rozprasza uwagi. Ja ostatnio przeglądałam zdjęcia na swoim komputerze i natknęłam się na sesje fotograficzne, które urządzałyśmy sobie z moją serdeczną koleżanką - Alicją. Wymyśliłyśmy sobie (a było to już ładnych parę lat temu), żeby stworzyć taki cykl wiosenny, latowy, jesienny i zimowy. Ona zafascynowana fotografią, ja nie mam nic przeciwko, by służyć za tło, lub być plamą na jakimś tle, więc zabrałyśmy się do dzieła. Ileż śmiechu przy tym było, choć do pomysłu podeszłyśmy jak najbardziej poważnie. Efekty też zadowalające. Wybrałam najfajniejsze moim zdaniem fotografie według pór roku:








sobota, 26 czerwca 2010

Twórczy czas

Natchnęło mnie ostatnio do małych robótek. Wprawdzie mój czas nie pozwala na to, by w jeden dzień zrobić sobie takie o - poszewki na poduszki, ale troszku dziubiąc, pomalutku skończyłam. Maszyna do szycia, to głośna kobieta, a pod ścianą Janek, więc ręcznie wszystko sobie dukam. Ale jaka satysfakcja potem, że moja robota! Tak więc poduchy leżą już sobie dumnie na kanapie. A te drugie zdjęcia przedstawiają woreczek, który sobie uszyłam ostatnio. Znalazłam na bazarku taki piękny materiał, że nie mogłam się oprzeć i kupiłam go myśląc tylko o tym, co by tu z niego... Na pierwszy rzut poszedł woreczek na włóczki, bo był mi niezbędny (o woreczkomani kiedy indziej, ale materiału zostało jeszcze sporo na inne robótki. Tylko pomysłu trzeba i już. Jak coś powstanie, to się pochwalę;)
A! Muszę jeszcze wspomnieć o guzikach, które zamontowałam na poduszkach. Mąż mój je wykonał z drewna. Byliśmy kiedyś na spacerze w lesie i się zrodził taki pomysł. A Marka długo nie trzeba prosić - też lubi zrobić coś swojego. I powstało kilka takich guziczków oryginalnych. Obecnie jest w trakcie robienia jeszcze innych, ale to niespodzianka, jeszcze nie wiem jak będą wyglądały. Lubię twórczy czas.







piątek, 25 czerwca 2010

Lato, lato, lato czeka...


Jednym się lato kojarzy z beztroską, innym z urlopem, jeszcze innym z remontem mieszkania. A ja, gdy myślę o lecie mam w głowie tę starą piosenkę:

"Lato, lato, lato czeka,
razem z latem czeka rzeka,
razem z rzeką czeka las,
a tam ciągle nie ma nas.

Już za parę dni, za dni parę
wezmę plecak swój i gitarę,
pożegnania kilka słów,
Pitagoras - bądźcie zdrów,
do widzenia wam, canto cantare canare"


I w tej pioseneczce wszystko się mieści, cały ten wolny, swobodny czas. Ja jeszcze mam wyobrażenie lata z lat dzieciństwa: bieganie po drzewach, odpoczynek nad jeziorem i pluskanie się w wodzie tak długo jak mama pozwoli, szybki obiad i zabawa na dworze do wieczora. A potem kolacja - chleb ze świeżym pomidorem, szczyptą soli i majonezem. I nocne burze, kiedy to z kuzynką, która przyjeżdżała do nas na wakacje, wtulałyśmy się ze strachu i liczyłyśmy czas od błysku do grzmotu. Przyszła dorosłość i wakacje zamieniły się w urlop. Teraz słyszę za oknem dzieci bawiące się do wieczora i tylko wspominam, że jeszcze tak niedawno sama w takich zabawach uczestniczyłam. Sentymentalnie się zrobiło... Ale, ale, ostatnio zrobiłam sobie ucztę dla podniebienia. Takie pyszniutkie truskawy czerwieniły się na targu, więc nie mogłam im się oprzeć. Bobas zasnął, a ja zrobiłam sobie herbatkę we fliżaneczce, tak jak lubię, oprószyłam truskawki białym puchem i rozkoszowałam się tym popołudniem.

wtorek, 22 czerwca 2010

Małe a cieszy


Uważam, że jedną z najfajniejszych cech jaką można posiadać jest radość z drobnostek życia codziennego. No, bo gdybyśmy cieszyli się tylko z tych wzniosłych dni, czy chwil, które zwykle trafiają się raz na jakiś czas, to non stop byśmy chodzili jak chmura gradowa. A jaki ja mam powód do zadowolenia? Zdecydowanie jednym z moich ulubionych przedmiotów użytkowych są duże kosze, mniejsze koszyki i maleńkie koszyczki. Jakie to praktyczne przecież! Nie zajmuje tak wiele miejsca (zawsze znajdę pretekst, by wepchać gdzieś jakiś taki mały), mieści się tam przedmiotów co niemiara, no i ozdobą są cudną każdego pomieszczenia. Tak więc nasz mały pokoik, jak mówi moja mama, jest zawalony wikliną. Kosz na bieliznę - to konieczność - stoi sobie dostojnie za drzwiami. Dumny taki, bo najstarszy i największy. Koszyk na słodycze, to nieuchronna konieczność jako, że jestem smakoszem wszystkiego, co słodkie. Koszyczki na długopisy, ołówki, taśmy klejące itd. I koszyk na elektronikę (aparaty, baterie, jakieś kabelki). Ten ostatni był przez pewien czas zagracany moimi robótkami, materiałami i włóczkami. Dlatego mój mąż postanowił: musisz mieć osobny kosz na te swoje drobiazgi. I kupiliśmy. A jaki piękny jest: z rączką i cudnym materiałem wyścielającym i głęboki taki. Teraz tam pakuję wszystkie swoje materiały do pracy przyjemnej, jak ją nazywam. I to dla mnie właśnie było takie małe szczęście. Co jakiś czas zaglądam do tego kosza, układam, przekładam, bo się cieszę z nowej zdobyczy:)





piątek, 18 czerwca 2010

Odwiedziny u Berbecia




Uwielbiam takie nieśpieszne ranki, kiedy mój elektroniczny dziennik na kolanach, gdzieś obok śniadanko, poranna herbata. A właśnie, dziś zamiast herbaty zaserwowałam sobie pyszny kompot truskawkowy. Fakt, że kompot bardziej do obiadu pasuje, ale nie mogłam się oprzeć temu zapachowi i cudnemu kolorowi. Jaś jeszcze smacznie śpi, choć przypuszczam, że niebawem otworzy swoje słodkie oczęta i w niezwykle wyraźny sposób poprosi o mleko.
A my dziś z Jasiem wybieramy się w odwiedziny do mojej ukochanej koleżanki, która od bardzo niedawna jest mamą. Niezwykle cieszę się z tego, że będę mogła poznać małą Wiktorię. Z tej okazji poszliśmy wczoraj z Jankiem na zakupy, by wybrać coś milusińskiego dla Małego Człowieczka. Wiem, wiem, baby tak mają. Chodzą po tych sklepach i zachwycają się wszystkim, co dla dzieci, bo malutkie takie, bo kolory słodkie, bo nie można przejść obojętnie. No to teraz mam pretekst, żeby korzystać z usług takich oto sklepików i rozpieszczać nie tylko Jasia, ale także małą Wiki.

środa, 16 czerwca 2010


"Cisza nie jest mgłą, nie jest sennością. Ludziom, którzy nie umieją jej słuchać wydaje się pewnie trochę niepotrzebną, a nawet irytującą przerwą w zwyczajnym codziennym hałasie. Niektórzy po prostu jej się boją. Nie wiedzą, że czasem staje się przyjacielem, żywą istotą z którą można porozmawiać." (Roma Ligocka, "Znajoma z lustra").
Moja cisza to ta poranna, gdy słonko dopiero co wstało i łaskocze mnie w nos, to cisza popołudniowa, gdy herbatka na stoliku a ja mam chwilę dla siebie i cisza nocna - tę najbardziej lubię. Miasto uśpione, zatopione w marzeniach, a ja mam rande vu ze swoimi myślami. I tylko nocna lampka - nasza przyzwoitka - przysłuchuje się ciszy wraz z nami.

Chciałabym stworzyć zbiór swoich myśli, swoich osiągnięć. Miejsce, w którym mogłabym się pochwalić, pożalić, podzielić radościami. Chcę pisać w ciszy o gwarze dnia. Całe lata zapełniałam stosy zeszytów, te pierwsze (pewnie już pożółkłe) leżą gdzieś na półce w piwnicy. Przyszedł czas na coś nowego. Nie wiem na jak długo, nie wiem jak często, ale coś mi się wydaje, że polubię tę nową formę pisaniny.

Zapraszam