piątek, 25 czerwca 2010

Lato, lato, lato czeka...


Jednym się lato kojarzy z beztroską, innym z urlopem, jeszcze innym z remontem mieszkania. A ja, gdy myślę o lecie mam w głowie tę starą piosenkę:

"Lato, lato, lato czeka,
razem z latem czeka rzeka,
razem z rzeką czeka las,
a tam ciągle nie ma nas.

Już za parę dni, za dni parę
wezmę plecak swój i gitarę,
pożegnania kilka słów,
Pitagoras - bądźcie zdrów,
do widzenia wam, canto cantare canare"


I w tej pioseneczce wszystko się mieści, cały ten wolny, swobodny czas. Ja jeszcze mam wyobrażenie lata z lat dzieciństwa: bieganie po drzewach, odpoczynek nad jeziorem i pluskanie się w wodzie tak długo jak mama pozwoli, szybki obiad i zabawa na dworze do wieczora. A potem kolacja - chleb ze świeżym pomidorem, szczyptą soli i majonezem. I nocne burze, kiedy to z kuzynką, która przyjeżdżała do nas na wakacje, wtulałyśmy się ze strachu i liczyłyśmy czas od błysku do grzmotu. Przyszła dorosłość i wakacje zamieniły się w urlop. Teraz słyszę za oknem dzieci bawiące się do wieczora i tylko wspominam, że jeszcze tak niedawno sama w takich zabawach uczestniczyłam. Sentymentalnie się zrobiło... Ale, ale, ostatnio zrobiłam sobie ucztę dla podniebienia. Takie pyszniutkie truskawy czerwieniły się na targu, więc nie mogłam im się oprzeć. Bobas zasnął, a ja zrobiłam sobie herbatkę we fliżaneczce, tak jak lubię, oprószyłam truskawki białym puchem i rozkoszowałam się tym popołudniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz